
Kobieta, która kocha adwentowe pierniczki, świąteczne pasztety, pierogi i noworoczny bigos może spać spokojnie i lekko, jeśli ma opanowaną rozsądną strategię na zimę.
Nie można sobie wszak zimą odmawiać wszelkich przyjemności. Szaruga na dworze i zimno dopraszają się o trochę więcej kalorii, zaś okres świąteczny nie byłby tak wyjątkowy gdyby nie uginające się pod jedzeniem stoły. Grunt aby zachować głowę i talię, a więc jeść rozsądnie i skupić się na spalaniu. A do tego akurat zima stwarza wyśmienite warunki…
Dieta zimowa
Niskie temperatury nie idą w parze z surową sałatą i koktajlami owocowymi, ale nie muszą też być wymówką dla dwudaniowych obiadków z zawiesistymi sosami, smażonymi kotletami czy miską makaronu. Mając na uwadze, że przez święta każdy lubi sobie trochę folgować, przytnijmy trochę energii podczas adwentu i to bez trzęsienia się z zimna i burczenia pustym brzuchem. Przez cały dzień warto podjadać cytrusy, które tłuszczu nie dodadzą ani grama, a od czasu do czasu można też uraczyć się garścią orzechów czy pestek słonecznika. Śniadanie najlepiej zaserwować sobie w formie owsianki, słodzonej suszoną żurawiną, a nie cukrem. Ciepłe to i pożywne, a kalorii wiele nie ma, za to sporo witamin i mikroelementów.
Pełnoziarniste ryże i makarony zastąpią z powodzeniem ziemniaki i białe węglowodany, fasola i ciecierzyca to dobry pomysł zamiast codziennego mięsa, a pół talerza zawsze powinny zajmować gotowane i pieczone warzywa – od dyni przez marchew po buraki i pietruszki. Na deser albo w razie niskiego poziomu cukru szczupłe kobiety rozpuszczają w ustach kostkę gorzkiej czekolady, która wedle naukowców w tej ilości ma działanie odchudzające. A jak już potrzeba nam silnej rozgrzewki w wersji płynnej, to raczej herbata z rumem albo grzane wino niż czekolada z bitą śmietaną albo kawa z syropem i pianką. A potem można się zabrać za makowce i keksy…
I nawet, jeśli przez te trzy świąteczne dni przeholujemy, to nic się nie stało, bo gdy tylko armatki śnieżne zaczną działać albo aura sama się zlituje i zacznie sypać śniegiem, czeka na nas najlepszy fitness na świeżym powietrzu…
Mroźne spalanie
Jasne, że dla czystego sumienia można iść na raz w tygodniu na basen albo na fitness i wypocić z siebie część balastu, ale… szkoda śniegu! Trening na świeżym acz zimnym powietrzu niesie bowiem ze sobą dodatkowe wyzwanie dla ciała, które musi utrzymać swoją temperaturę i jeszcze ogrzać wdychane powietrze. A to kosztuje dodatkowe kalorie i wzmacnia odporność na sezonowe bakcyle. No i jeszcze ta frajda – w zimowym krajobrazie, który budzi w nas coś z dziecka, z przyjaciółmi czy rodziną…
Narty
Wciąż najpopularniejsza rozrywka okresu zimowego, która zdecydowanie warta jest skipassów, wyjazdów weekendowych czy tygodniowych oraz dizajnerskich kurtek i gogli. Sześć godzin jazdy może pomóc nam spalić 3000 kalorii, czyli więcej niż jesteśmy w stanie zjeść w ciągu dnia. Ale to nie wszystko – konieczność utrzymania równowagi i ciągłego wykorzystywania mięśni nóg czyni cuda dla wzmocnienia mięśni tułowia, wykształcenia talii i wyszczuplenia ud. Napięcie mięśni pośladkowych, bez którego nie da się pokonać żadnej górki, pozwala na śmiałe snucie ambitnych planów w zakresie sezonu bikini – pośladkom na pewno nie będzie można nic zarzucić!
Snowboard
Coraz popularniejszy także wśród pań, nawiązuje do surferskiego stylu życia i ubierania, pozwala się wspaniale lansować na stoku i również pozostawia aerobik daleko w tyle. Ilość spalanych kalorii przy jeździe na desce jest bardzo różna w zależności od trudności trasy i stopnia zaawansowania, ale może oscylować między 400 a 800 kcal na godzinę. Co zaś najważniejsze dla płci pięknej, ciągłe intensywne skręty w biodrach i talii czynią korygującą bieliznę całkowicie bezużyteczną. Pracuje zresztą całe ciało aby utrzymać łatwą do zgubienia równowagę – brzuch, ramiona, łydki – wszystko to wyszczuplamy wspaniale się bawiąc. Jedynym faktycznym minusem snowboardu jest spora doza sińców przy nauce, ale one szybko znikają, a figura widocznie się doskonali.
Biegówki
Najbardziej niedoceniany z zimowych sportów, idealny dlatego, że można go uprawiać prawie wszędzie, bez konieczności wyjazdu w góry oraz angażujący największą liczbę mięśni. Wystarczy spojrzeć na Justynę Kowalczyk i jej zagraniczne koleżanki – wspaniale umięśnione acz szczupłe ciała to zasługa wydatnego aerobowego treningu, który spala 300-350 kcal w czasie półgodzinnego „spaceru”. Fenomen biegówek polega na tym, że każda grupa mięśni wykorzystywana jest symultanicznie, więc rzadko dochodzi do przeciążeń, o ile nie uprawiamy tego sportu zawodowo. Nie nadwyrężane są przy tym stawy, co zwłaszcza dla wielu kobiet w dojrzałym wieku ma duże znaczenie.
Łyżwiarstwo
Ograniczone co do zasięgu tafli lodowej ale wspaniałe dla wszystkich mieszczuchów i tych, którzy w ten akurat weekend nie dojadą na stok. Wydatek kaloryczny jest pokaźny, bo oscyluje wokół 600 kcal spalonych w ciągu godziny, zaś wpływ na dolną część ciała, zwłaszcza uda i pośladki bywa wręcz magiczny.
Zaprawa zimowa
Całe idea równoważenia świątecznego i karnawałowego obżarstwa i pijaństwa polega na regularnym, a nawet ciągłym ruchu. To znaczy, że w zimowe sporty angażujemy się pełną parą i wykorzystujemy każdą okazję aby trochę pojeździć. Ale to nie wszystko. Pomożemy sobie na stoku przygotowując wcześniej ciało prostą gimnastyką, na którą warto poświęcić 15 minut dziennie – również z wyraźną korzyścią dla figury. Przysiady, wykopy, krzesełko przy ścianie, unoszenia bioder i brzuszki to dobry i sprawdzony zestaw, który warto zawsze ukoronować rozciąganiem. Starczy kawałek dywanu.
A żeby nie tracić absolutnie żadnej okazji na lepsze ciało, warto wykorzystać też prozaiczne zimowe czynności takie jak odśnieżanie chodnika, skrobanie auta czy lepienie bałwana z dziećmi – bo ruch na zimowym powietrzu jest naprawdę najlepszy!
Nie zapominajcie też o sankach!